Jak informują poranne serwisy, oddziały amerykańskiej 101 Dywizji Powietrznodesantowej, słynnych "Screaming Eagles", przejmują od Polaków część obszaru w afgańskiej prowincji Ghazni - rejony najbardziej niebezpieczne, w jej wschodniej części.
Polscy żołnierze mają skoncentrować się na utrzymywaniu porządku na głównej drodze biegnącej przez prowincję. I na szkoleniu policjantów oraz sojuszniczych oddziałów afgańskich.
Polskie oddziały nie dały rady zapewnić bezpieczeństwa tak dużej afgańskiej prowincji. Nasi dowódcy już dwa lata temu, kiedy minister Bogdan Klich deklarował "przejęcie" Ghazni przez Polaków, wskazywali na ograniczone środki jakimi dysponują. Polski kontyngent w Afganistanie stanowi niecałe 2/3 sił, które byłyby - zdaniem wojskowych - potrzebne do wykonania takiego zadania. Dwuletnie wysiłki polskich żołnierzy nie doprowadziły do zamierzonych celów.
Teraz doborowe oddziały amerykańskie, przysłane dodatkowo do Afganistanu przez USA, będą pod polską komendą walczyły w najbardziej niebezpiecznych rejonach prowincji Ghazni.
Po co minister Bogdan Klich podejmował tę decyzję o polskiej odpowiedzialności za prowincję Afganistanu? Czy stać nas na takie gesty ministra?
* czytelnikom mniej ubranym na zielono podpowiadam, że 101 Dywizja Powietrznodesantowa to jedna z najlepszych jednostek amerykańskiej armii, zapisująca karty swej bogatej historii od czasów drugiej wojny światowej - losy jednego z jej oddziałów prezentował głośny serial "Kompania Braci". Nazwa "Screaming Eagles" pochodzi od oznaki 101 Airborne Division - profilu amerykańskiego orła - noszonej na rękawie przez jej żołnierzy.
- Wprowadzenie amerykańskiego wojska do Ghazni to inicjatywa Amerykanów. My przyjęliśmy ją z zadowoleniem. To wzmocnienie, które ma poprawić sytuację w prowincji- podkreśla w rozmowie z "Gazetą" szef MON Bogdan Klich.
