Minister Bartosz Arłukowicz zapowiedział dziś publikację "list lekarzy, którzy postanowili zatrzasnąć drzwi przed pacjentami". I zapewnił, że w każdym (z wyjątkiem dwóch 378/380) powiatów w Polsce jest przychodnia z podpisaną z NFZ umową na 2015.
Wczorajszy wieczór pełen był dialektycznych zapewnień partii władzy (np. poseł Szejnfeld z PO w TVP INFO), że fakt niepodpisania umów przez 32% podmiotów POZ należy postrzegać jako podpisanie umów przez 68% palcówek.
Wszystko bardzo pięknie. Jak w starym dowcipie: "- To nic, że pani synek ma jedną nóżkę krótszą! Za to drugą ma dłuższą..."
Proponuję wszystkim, którzy będą traktorem sąsiada jechali do powiatu, by znaleźć w poniedziałek lekarza np. w wojewódzctwie podkarpackim, aby z tą samą dialektyką stworzyli sobie listę odpowiedzialnych za taki stan rzeczy. Może się okazać, że będzie to dosyć proste. Może wyjść na to, że lista będzie jednopozycyjna.
Jeżeli specjalista mechanik mówi mi, że nie powinno się wyrzynać z mojego citroena diesla filtra cząstek stałych, tylko należy odpowiednio dbać o użytkowany samochód - to wypada wierzyć specjaliście. Nawet jeśli szwagier sobie filtr wyrżnął - i jakoś mu się udaje wjechać do Niemiec.
Jeśli lekarze - praktycy wykazują całą plejadę absurdów i niedoróbek w modelu Arłukowicza wdrażanym po 1 stycznia 2015, to może warto się wraz z nimi zastanowić nad jakością pomysłu, a nie starszyć "publikowaniem listy".
Wolałbym, żeby minister próbował swoje innowacyjne metody onkologii na modelach, garch sztabowych, albo innych "scurach" - ale nie na pacjentach.
Zapewnienia przedstawicieli partii władzy, że "system będzie usprawniany w miarę wdrażania" - budzą bardziej grozę niż pocieszają.
Ministra po to wynajmuje się do zarządzania, żeby problemy rozwiązywał - a nie tworzył. Ambicje osobiste pana Arłukowicza i jego "widoki na przyszłość" mało mnie w tej sytuacji obchodzą.
Jeśli pan Arłukowicz ma "widoki na przyszłość", to jest mu potrzebna lornetka, a nie teka ministra.
